The world is illusory   
Only Brahman is real 
Brahman is the world

                         
                              ~ Ramana Maharshi
Zapraszam do indywidualnych sesji Kiloby Inquiries.
O doświadczeniu mojej własnej praktyki Kiloby Inquiries oraz pracy z innymi możesz przeczytać w poniższym blogu. To zbiór notatek, spostrzeżeń, wglądów oraz słów, które płyną zazwyczaj tuż po sesji inquiries.
Jeśli chcesz umówić się na sesję - ZAPRASZAM TUTAJ.
Zapraszam do wysłuchania, w języku angielskim,  45-minutowego nagrania, w którym Scott Kiloby poprowadzi cię przez somatyczny test, dzięki któremu sprawdzisz we własnym doświadczeniu, poprzez twoje własne ciało, czy wypierasz emocje i jakie grupy emocji. Przygotuj długopis i kartkę lub telefon, w którym zapiszesz odpowiedzi.
Oraz to, godzinne video, w którym Scott Kiloby prowadzi cię w inquiry. Zapewnij sobie spokojne miejsce, w którym nikt i nic nie będzie cię rozpraszało, przygotuj kartkę i coś do pisania, lub telefon, w którym zapiszesz notatki.
BLOG
03.03.2024
Pisać. Pisać cokolwiek przyniesie, nie wybierać -> wybierać nie wybierając, pisać. Udostępnić się do pisania, zejść z drogi, definitywnie, na zawsze, teraz. Zawsze tylko teraz. Pełne, obfite, soczyste, bujne teraz. Dane mi, w prezencie, nic nie zrobiłam, nic nie musiałam, jest. Ciągle nowe. W rozluźnieniu, wszystko co stare, zatrzymane, zachowane, niewypuszczone wreszcie może odejść, ale najpierw wyjść, z ukrycia, pokazać się, być odczute, zobaczone, przyjęte. W pełnym przyjęciu, odpuszczone, ani o sekundę wcześniej.
Wyparte jest utożsamione, zidentyfikowane, sklejone, zatrzymane przez nakładkę, że coś znaczy, przez słowa. Słowa wydają się prawdziwe, bo stoją za nimi pokłady sklejonej zatrzymanej energii, stąd poczucie energetyczne, czy (aż) fizyczne oddzielenia, wyodrębnienia. Więc jak się rozluźniam, bardziej i bardziej, głębiej, jak po spirali do wewnątrz czucia, używając precyzyjnych pytań, stwierdzeń, narzędzi, pokłady starych ładunków, upchniętych latami, wiekami (vasany), jak więźniowie z lochów, mogą wyjść na światło świadomości, na wierzch, i w blasku Miłości, do niej się rozpuścić, ale ani o milimetr szybciej.
Potęga Świadomości, Źródła, energia o smaku emocji, odcieniach gniewu, żalu, rozpaczy, przerażenia, upokorzenia, wstydu, ci najciężsi więźniowie, po wsze czasy wyklęci, upchnięci, zamknięci, bezpiecznie. Bezpiecznie dla systemu. Systemu nerwowego. Niewinnego i skutecznego. W obronie status quo, znajomej bańki bezpieczeństwa - cierpienia. Indywidualne aromaty dla każdego z nas i wspólne dla nas wszystkich. Wielopoziomowe cierpienie nie bycia sobą. By być. Zatrzymania swobodnych przepływów energii, życia, poprzez to ciałoumysł. Tak się nauczył system nerwowy. Nie zna niczego innego poza tym, na czym, z czego wyrósł. I tego będzie bronił za wszelką cenę. Cenę cierpienia. Aż cierpienie stanie się zbyt uciążliwe, zbyt bolesne, dokuczliwe, aż cierpienie dojrzeje i gotowość dojrzeje, gotowość do zawrócenia uwagi do środka, do przyczyny, z powrotem, po nitce do kłębka. Nie co zrobić żeby przestać cierpieć, ale skąd moje cierpienie się bierze? I nie jako dysputy intelektualne, z innymi, czy ze sobą, nie jako filozoficzne analizy, ani psychologiczne rozumowania, bo wszelkie świadome myślenie i próby intelektualne, z zasady pozostawią cię na powierzchni, bezpiecznej powierzchni. Dopóki ona cię satysfakcjonuje, to znaczy, że cierpienie nie dojrzało w tobie. Że zadowala cię kręcenie się w bezpiecznym status quo umysłu. Ale to nie umysł postrzega ciebie, tylko ty jesteś świadomy nawet dociekań umysłu.
Droga prowadzi głębiej, zaprasza do użycia jakiejkolwiek dostępnej ci na co dzień formy cierpienia i użycia jej, jak w laboratorium, Laboratorium Kasia, Laboratorium Tomek, do doświadczalnego, somatycznego sprawdzenia, co tak naprawdę się tu dzieje. To jest proces Inquiry - badania. To nie jest proces myślenia analitycznego. To jest proces, w którym wydobywasz zawartość twojej własnej podświadomości na wierzch, poprzez ciało. Słowa, Energie, Obrazy. Michael A. Singer przytoczył Yoganandę “nie ma czegoś takiego jak podświadomość” per se, dodam. Jest tylko to, co upchnęłam poniżej świadomego umysłu, żeby tego nie czuć. Tak się nauczył system nerwowy. Wszystko, co zostało uznane za “niebezpieczne” i nie służące przetrwaniu, w tym “miłości” - przetrwaniu gatunku, więziom społecznym, używając języka ludzkiego - było i nadal pozostaje - dopóki tego nie zaczniesz odprogramowywać - niedostępne, poniżej świadomego umysłu, i stąd zabarwia moje postrzeganie, jak okulary, postrzegam przez ich pryzmat, pryzmat oprogramowania, z automatu. Dopóki nie wydobędę tych programów i nie odczuję energii zatrzymanych przez nie, dopóty pozostaną one dla mnie przezroczyste. Przezroczyste, bo tak sklejone, bo zidentyfikowane. I wyparte. 
I teraz tak, hierarchia bezpieczeństwa.
Historie są bezpieczniejsze niż tożsamości - deficiency stories.
Deficiency stories są bezpieczniejsze niż wyparte emocje pod spodem.
Jak drzewo - można w nieskończoność bawić się przyjmowaniem i oglądaniem listków, ba! Może nawet gałęzi, ale będzie to ciągle bardziej bezpieczne (dla systemu nerwowego) niż dojście do pnia i korzenia, czyli wypartych emocji, w tym strachu. Strachu w formie mechanizmów wyparcia, strachu zamrożonego w ciele i wreszcie żywego strachu jako emocji, czyli energii, która może wreszcie  swobodnie popłynąć, przez to ciało, i w przyjmowaniu się rozpuszczać. W tym procesie, w perspektywie czasu, system nerwowy rozluźnia się stopniowo do czucia, pojemność do czucia się naturalnie rozszerza i pogłębia, bo okazuje się stopniowo, że mogę czuć i to, i to, i nawet to, w co najgłębiej wierzyłam , że jak poczuję to umrę. A czuję i żyję! I mam się lepiej niż kiedykolwiek! To jest prawdziwa ulga. 
Dlatego samo “uwalnianie emocji” z ciała nie wystarcza, ponieważ aspekt umysłu - czyli programy wyparcia - pozostają nietknięte. Czyli jest to jak wypuszczanie zawartości naczynia, bez zajęcia się tym, dlaczego zawartość w naczyniu się w ogóle zbiera! Zamiast swobodnie przepływać. Emotion = energy in motion, przecież! Więc nawet jak "uwolnisz" to się znów nagromadzi - dopóty dopóki nieuświadomiony mechanizm represji nie zostanie precyzyjnie wydobyty na świadomość. Nie raz, ale raz za razem. To jest regularna, codzienna praktyka, krok po kroku. 
Z drugiej strony samo dociekanie intelektualne nie w jedności z energiami w ciele, jest tylko radzeniem sobie z efektami, jak pudrowanie pryszcza - no przez chwilę będzie lepiej wyglądało i poczuję się lepiej. I ok, mogę pudrować pryszcza, jeśli chcę, ale jako dodatek, jako doraźna przeciwbólowa pastylka, która w żaden sposób nie rozwiąże przyczyny bólu, jedynie uśmierzy go na chwilę. 
I do tego uśmierzania używamy wszystkiego, możemy użyć dosłownie wszystkiego, od heroiny, alkoholu, papierosów, jedzenia, niejedzenia, relacji, braku relacji, medytacji, poszukiwań duchowych, wysiłku fizycznego, forsowania ciała, sukcesów, kariery, dzieci, zakupów, seriali, scrollowania, diet, zdrowia, religii, spokoju, po myślenie samo w sobie, lub nawet brak myślenia a nawet samo inquiry. Nie ma znaczenia! Bo kompletnie nie chodzi o to, co robimy, czy czego nie robimy, nawet na najsubtelniejszych, w tym astralnych poziomach, tylko z jakiej, najgłębszej, motywacji to płynie. Czy ze strachu = represji, czy z wolności. Czy z próby uniknięcia czucia czegoś? I dla każdego to będzie wyglądało inaczej. 
Dlatego wychodzenie z represji = odzyskiwanie wolności = embodiment part będzie wyglądało inaczej dla każdego z nas.
cdn
18.12.2022
Modlimy się o Nią, prosimy, błagamy
To Najważniejsze, jedyne, tylko po to żyję.

A gdy przychodzi
chodź nie odeszła
I mówi miękko ciszą
Nie kłóci się, nie nalega

Jak nigdy wcześniej
Jak nic innego
Niepojęta
Najbliższa

Mówi Jestem, milcząc.

Uciekam
Udaję
Tak się staram
Zrozumieć, wyjaśnić i objąć

To wbrew wszystkiemu, co znam
To burzy

Zostawia nagość, bezbronność

Co się przed Nią broni,
nigdy Jej nie osiągnie.
Co próbuje zrozumieć,
nigdy nie pojmie.

Tu Jestem - szepce
Nie odchodź
Uwagą.

Zostań i zobacz
Nie ma nic poza Mną
12.12.22

I’ve found love that finds me
keeps finding pieces of me
unravels them graciously

through pain
through fear
through screaming the rage
out of my guts, flesh and bones
through hatred and hurt, fury, despair
through shame and guilt
through helplessness
and hope
and hopeless
dissociation

Feeling it all
Suffering unnecessary
***
I just want to share that it is really possible, that Freedom is to take everything (back in a sense) just From here, from Love, any experience is okay, any can be.

And if not, if there is resistance, I have an inquiry, I check what is there to see, what is resisting, that is, what needs attention - Love itself
***
Tylko że tu nie chodzi o wglądy i rozpoznania, to efekty uboczne, przy okazji, tu chodzi o energię, o przepuszczanie transformowanie energii, czysta alchemia Miłość!
02. 02 2023

Czasem żeby przetrwać trzeba zabić, w sobie zabić siebie, czucie zablokować, nie czuć, zamknąć. Żeby przeżyć. Tak robi umysł niemowlęcia, dziecięcia, żeby przetrwało, żeby mama, tata nakarmili, przewinęli, przytulili. Nie odrzucili. Odrzucamy samych siebie. Żeby zostać przyjętym. Czasem tylko to jest dostępne. To najwięcej na co cię stać. To jedyne, co jest możliwe. 

Czasem przychodzi Łaska, która sprawia, że wszystko inne przestaje się liczyć i jesteś gotów czuć pomimo. Pomimo, że świat wali się, konstrukcje padają, w proch, nie ma, ludzie odchodzą, sens niknie, wszystko się rozpada, zaczynasz czuć. Głębiej i głębiej, pełniej i bardziej niż kiedykolwiek. Czujesz wszystko. Żyjesz. W ułamku przebłysku dociera do ciebie, że to wszystko, co kiedykolwiek się liczy. Że nie ma nic więcej. Że tylko czuć, tylko czuć, to jedyne co się liczy. Tu jest wolność. Tu jest prawda. Tu jest wszystko, czego pragnąłeś. Czasem ta Łaska przychodzi. Zaprasza. Pokazuje, że to, co przeczuwałeś w najskrytszym zakątku ciebie prawdziwego jest prawdziwe i możliwe. 

03. 02. 2023

Nienawidzę cię motłochu pierdolony.
Motłochu mieszczuchu kołtunie bezpieczny jebany.
Kołtunie zakłamany jak ja.
Przerażony zamrożony zamknięty, paraliż poprawności, przyjęcia odrzucenia. Gra w przyjęcie - odrzucenie. Kurwa raz za razem. Bo mamusia nie była oświecona. Kurwa, Bo jej nikt nie pokazał, że to wszystko jest już i tak przyjęte. Nie wiedziała, nie widziała, nie umiała. Robiła najlepiej, najwspanialej jak tylko była w stanie. Najprzepiękniej, najlepiej. Z całych sił, Na jakie ją było stać. Dziękuję. I nie, dziękuję. Już nigdy więcej. Już ani sekundy dłużej. Już nie. Dość.

Kurwa wypierdalać wszyscy kurwa zasmarkani ze strachu, bobasy w garniturach i dresach. (uwielbiam garnitury i dresy) Jebane tchórze. Zaparte w ślepocie, otępiałe głuche napięte jak galareta drżące, nigdy się nie przyznam Tego nigdy nie pokażę, ani sobie ani nikomu innemu, co naprawdę czuję, jak bardzo pragnę, żebyś mnie kochała. Jak bardzo proszę nie odrzucaj mnie, nie przeżyję tego znowu. Wtedy nie byłam w stanie tego przetrwać, mój system kochany nerwowy mnie ochronił, obronił, zatroszczył się skutecznie. Nie czuj. Nie mów. Nie pokazuj. Udawaj. zachowuj się. Bądź dobra, bądź piękna, uśmiechnięta. Wszystko w porządku, już wszystko dobrze, dostałem podwyżkę, awans, jest świetnie. Znajdę tu miłość, zrobię wszystko, zbuduję ją od podstaw. Tylko nie każ mi tam zaglądać. Nie karz mi widzieć = czuć tego, co tu naprawdę się dzieje. Nie. 

Next lifetime.

Not this time.

No way.

Zbyt wiele zainwestowałem życia, wysiłku, czasu, pracy, obietnic, przyrzeczeń, w które muszę wierzyć. Muszę w nie wierzyć. Jak inaczej? Przecież to prawda?

Czy naprawdę?

Czy mogę mieć absolutną pewność, że to prawda?

Nie odpowiadaj mi, zapytaj siebie i słuchaj.

Doskonałe pytanie Byron Katie, dziękuję.

Ciało nigdy nie kłamie. Dlatego nauczyliśmy się go nie czuć.

Nie słuchać.

To zbyt bolesne, to niebezpieczne, to mnie zabije, nie mogę. 
To zabije Mnie, to ukaże fikcję tego stworzenia, tego przejawienia, fikcję słowa “ja”.

Ja skonstruowane z zakazów, nakazów, rozkazów systemu nerwowego.
Ja z traum, tak TRAUM - wydarzeń, których nasz system nie był w stanie w pełni przetworzyć, gdy się wydarzały i pozostawiły one ślad w naszych ciałach-umysłach.

Ślad, zlepek energii utrzymywany przez słowa.

Możesz go poczuć jako kamień w żołądku, jak spięte barki, jak ból lędźwi rano, jak zgrzytanie zębów w nocy, jak ucisk klatki piersiowej, płytki oddech, wysypkę, biegunkę, zamrożenie, nie-czucie, zbroję, odcięcie. etc.

Te miejsca potrzebują, wołają o twoją uwagę. Ale nie pokazują same z siebie przyczyny swego istnienia. Nie nie. Nie mogą, na tym polega ich mechanizm. One chronią system przed czuciem emocji, z których się składają. Bezpieczniej czuć ból fizyczny niż nienawiść do mamy. Bezpieczniej nic nie czuć, niż czuć i pokazać siebie wrażliwego, zranionego, zrozpaczonego. 

Jaka to ulga krok po kroku orientować się, że mogę czuć, że to jest już przyjęte. Doświadczać tego a nie czytać o tym i starać się to zrobić. Wyprodukować miłość i akceptację. Najpierw poczuj wkurwienie i rozpacz, wstyd i strach, czuj je w pełni a zobaczysz, że już są ukochane i przyjęte, że nie musisz nic więcej, nic dodatkowego robić, że nie musisz się już tak bardzo, bardzo starać. Doświadczysz, raz za razem, że jest tu miejsce na wszystko, na każdą emocję. Wszystkie się zmieszczą. Przyjęte, nie będą już musiały tak desperacko wołać o twoją uwagę. Bólem, symptomami, powracającymi sytuacjami życiowymi, cierpieniem.
22.01.2023
So initially the anger was appearing as a response because there were some natural impulses that were not allowed. So anger was the natural response -> i want to express myself in some way, and i can’t. Or anger when someone was invading my space. My primary objection. Anger means „No”. “I don’t want to”. But I can't show it, because I have to be loved to survive. I have to hide it. Then I have to pretend, smile, please, fawn. Be nice, be good, etc.
Deeply buried rage uncovered in the repression work showed me what is really underneath all these layers - blocks, barriers. So underneath is my natural expression. Vulnerable, spontaneous, free. Sexual, powerful, curious, joyful, playful, brave without any idea of bravery, just natural, free. Including all the momentary emotions like anger, sadness, hurt… I'm not sure about shame and guilt. They seem to be secondary reactions to other emotions, for me, for now. Although I'm not sure, because anger, sadness and fear can also be reactions to other emotions. 
But some (or sometimes all of it) was not openly welcomed by my parents, so I learned, my nervous system learned, that it has to block these parts, cause the priority is to survive. In this way my patterns of behaviour were constructed creating my sense of identity, a mixture called a personality of Natalia. And so nothing outside of these patterns couldn’t take place, energetically, it was impossible. „It’s how it is”, „It’s how i am”, „these are my vasanas”…
My vasanas from other lifetimes + (multi/inter)generational patterns from my family + collective patterns -> all unresolved, unseen, fully, unprocessed stuff that are stuffed down in my body, operating as reactions, transparent to my perception until skillfully brought up by inquiry.
To truly see the pattern, not only reactions coming out as a result, but the mechanism. And to process the energy stored in the body because of these patterns. To let it out by letting it in. To welcome all of it. As Awareness. To really see that this is already welcomed. To feel it all. As long and as much as they need.

*** (an hour later)

It’s like I can’t want / desire a man. Each time I feel, even, for example, in the nearest grocery store, a man that I find attractive, I feel paralyzed and I notice myself behaving in a very panicky way. 
Today, in inquiry, I ignited my Moms emotions toward her husband, my father. Like „she can be vulnerable with him” and It’s a hell no. It’s like she has to condemn him and his sexual energy and attempts, she has to disapprove and despise him for that. So she can feel stronger, therefore safer. She has to pretend she controls. She feels somehow better than him because he shows his (animal, instinctual) „weakness” by expressing his sexuality and playfulness. So she is better than him, she is more evolved, like higher, than him. Because „she controls” her emotions - which means suppress and repress them. Because it is too dangerous, too frightening to show her vulnerability to a man. Her Mom was the same, or "worse", i would say.
She needed to be taken forcefully… - these words came during my inquiry. 
I saw the same pattern in me when I started KI. This victim - perpetrator dynamic. I saw how much I was a perpetrator by playing a victim. 
And that underneath there is this terrifying fear of being truly naked with another human being. Vulnerable. And at the same this is what I desire and long for, the most.
But "I can't" allow myself to be like this.
Protecting patterns, patterns that try to protect the identity, they protect themselves, their own survival. It’s their mechanics. 
So they operate hard in my unconsciousness, as an immediate, energetic reaction, when triggered. (Or all the time).
And underneath there is this innocent, vulnerable voice asking „please see me, please just see me truly, please notice me, i am here”. 
But there was no true response, for that baby, because adults, parents, caregivers couldn’t see themselves truly, so they just didn’t have the capacity to see me. To be present. 
Kiloby Inquiries, Repression Work, Third Dimensional Inquiry allow me to bring these mechanisms into the light of Awareness and be with them as long as necessary to see them for what they really are and process the energy buried deep down in the cells of my body. So I can more and more experience the organic, natural way of being and relating in the world, it feels like being the true parent for all these lost voices, screaming for attention. I am here for you. 

Thank You ❤️
22.10.2022
Ja muszę zniknąć
Jestem ciężarem / przeszkodą
Nie ma dla mnie miejsca
Nie mogę istnieć
Nie mogę czuć
Muszę umrzeć
Muszę zniknąć
Więc jeśli z takim mechanizmem tożsamościowym idę na Satsang, to ma się on jak w siódmym niebie. Z całych sił stara się zniknąć. To doskonałe dla niego środowisko. Żeby podtrzymywać iluzję istnienia. „Ja muszę zniknąć” No ale nie mogę, bo mnie nie ma. To majstersztyk. Z powodu odcięcia od czucia, dysocjacji „na zawołanie”, czy permanentnej - potrafię siedzieć w medytacji niewzruszenie, bardzo długo. To mój stan zamrożenia, to moja bezpieczna czarna otchłań, w której nic nie ma. Tu jest mi dobrze. Tu chcę, muszę zostać. To stan. Wrażenie, że nic nie czuję, to też jest stan. To moja strefa komfortu. Tu nie ma nic, nie ma myśli (uświadomionych), nie ma odczuć, może nogi mi zdrętwieją, ale to nic, tego też jestem w stanie nie czuć.
Dzięki inquiry i zwrotowi percepcji dzień w dzień wychodzę ze stanu zamrożenia, stopniowo odmrażając, rozpuszczając w cieple bezwarunkowej miłości, dotychczas nieuświadomione przekonania, rozkazy systemu nerwowego, które utrzymywały gigantyczne pokłady energii zablokowane w ciele. Emocje. Które nie miały prawa być odczuwane i/albo wyrażane. I gdy na powierzchni, w medytacji, wybrzmiewała cisza, pod spodem ciągłym strumieniem płynęły rozkazy „nie czuj!”, „bądź cicho!” „Musisz zniknąć” „nie wolno!” i inne.
Dlatego embodiment part to dla mnie wpuszczanie światła świadomości w ciemną masę somatyczną dzięki wydobywaniu z ciała-umysłu nieuświadomionych słów - warstwy mentalnej - rozkazów systemu nerwowego - na światło świadomości i roztapianie tych brył lodowca w bezwarunkowej miłości, pełnej obecności - w procesie inquiry, sama ze sobą i z drugim człowiekiem, który trzyma dla mnie przestrzeń i w umiejętny sposób, używając narzędzi, wydobywa warstwy nieuświadomionych mechanizmów tożsamościowych.
A moje od czasu do czasu pojawiające się poczucie winy i wstyd, że „nie wystarczyło mi zobaczyć, że „ja” nie istnieje, raz a dobrze” - jak kilkorgu ludzi na Ziemii - żeby, podobno, wszystkie mechanizmy puściły, jak ścięcie drzewo u korzeni, ciach! - to czysty mechanizm tożsamościowy w pełnej krasie . Ale tu nie treść jest istotna, tylko mechanizm.
„The world is illusory. Only Brahman is real.
„Brahman is the world” ~ Ramana Maharshi
***

Jesli zauważasz, że unikasz czucia czegoś, że „nosi cię”, że zajmujesz się wszystkim byleby tylko odwrócić uwagę…
Na moment zatrzymaj się.
Głęboki wdech i dłuuugi wydech.
Zawróć uwagą do ciała, do środka.
Zapytaj w formie odwróconego twierdzenia:
Chcę to czuć.
I słuchaj wszelkich form sprzeciwu płynących z ciała-umysłu. („Nieeeee nie nieee nie nie!!! Nie chcę tego czuć, nie chcę!!! Nie mogę, umrę, za dużo, nie dam rady, etc.”) Zostań uwagą, łagodnie, z czułością ze wszystkim, co wypływa. Wysłuchaj wszystkiego do końca. Zauważam przestrzeń, w której pojawiają się wszystkie te reakcje (słowa, obrazy, energie, emocje). Nie analizuj.
Zauważ jak się teraz czujesz?
Mi przynosi to niewysłowioną ulgę niezależnie od tego co to jest, czego pierwotnie nie chciałam czuć.
Uwaga! To NIE jest afirmacja!!!
Słucham (i kocham…) wszystko, co pojawia się w odpowiedzi na to zdanie -> bo to są ładunki oporu zablokowane w nieświadomości.
W ten sposób zapraszamy je do pokazania się w świetle świadomości. W ten sposób - uświadomione, w pełni przyjęte - mogą wrócić do źródła.
***

Co się działo pod spodem?
Urywek wewnętrznego doświadczenia Natalii:) Studium przypadku - odcinek pt. Kochaj mnie - Nikt mnie nigdy nie pokocha | rdzeń tożsamości
„Zaprzeczać wszystkiemu co moje, zaprzeczać sobie całkowicie do końca do zniknięcia. Do całkowitej anihilacji. Żeby przetrwać, tylko tak, inaczej umrę, wiec muszę najpierw umrzeć żeby nie umrzeć. Muszę zniknąć, żeby przetrwać. Nie wolno mi istnieć. Nie wolno. Nie mogę czuć, to złe to, co czuję, nie wolno o tym powiedzieć, nie wolno mi tego okazać. Inni chyba nie czują, ale to niemożliwe, dlaczego kłamią? Nic nie rozumiem. Pewnie jestem ułomna, głupia, jestem emocjonalnie nieinteligentna, nie jak mama, ona sobie świetnie radzi, jest taka silna i nietknięta. Jak moja Nauczycielka. Taka nietknięta. Ja też taka chcę być. Ale nie umiem. Wszystko mnie rani i dotyka, jak sól na świeżej ranie. Nie do zniesienia. Nie dam rady, nie dam rady. Nie chcę tego wszystkiego czuć. Jestem taka słaba i żałosna. Żałosna. Muszę to schować, muszę udawać.
Kochają mnie jak jestem miła i słodka i uprzejma i jak słucham, ze zrozumieniem, jak jestem ich słoneczkiem, to mnie wtedy kochają. Boże jak ja ich nienawidzę za to. Boże jak ja ciebie nienawidzę za to, że pozwalasz na te grę pierdoloną. Kurwa. Jak ja nienawidzę tego świata całego p***. W którym nie umiem być. W którym nie chcę być. W którym nie wiem jak być. Napinam się, wszystko mi się spina i chowa, mam biegunkę i sikam co chwilę, gdy mam iść do ludzi. Tak się boję strasznie.
Nie mogę się pokazać, bo mnie zlinczują za to jaka jestem. Nie mogę pokazać co czuję, ani co myślę. To złe. To strasznie złe. Jestem najgorsza. Jestem beznadziejna. Nigdy z tego nie wyjdę.
To niemożliwe żeby ktoś chciał ze mną być jak zobaczy jaka jestem naprawdę. To niemożliwe, nie ma takiej opcji. Muszę udawać. Siedź cicho. Uśmiechaj się. Nie odzywaj się. Potakuj. Z zainteresowaniem, okaż im uwagę. To Twoja waluta. Bądź piękna. Podobaj się.
Muszę być mała, niegroźna, to jedyny sposób, tylko tak mnie kochają, tylko tak mnie nie odrzucą. Nie mogę chcieć, nie wolno mi niczego chcieć ani pragnąć.
Te kobiety, które są takie piękne i silne, one tak nie mają. One nie mają takich myśli, dla nich to na pewno łatwe i naturalne.
Nie mogę powiedzieć, że tak czuję, bo to żałosne. Już nie powinnam tego mieć. Powinnam być ponadto. Powinnam to przekroczyć, przetransformować, rozpuścić miłością, nie zwracać na to uwagi, nie dawać temu uwagi. Jestem taka słaba, że daję temu wciąż uwagę! Żałosna! Beznadziejna. Gorsza od wszystkich. Niech mnie ktoś uratuje.
Proszę uratuj mnie. Przyjdź i mnie uratuj. Jak będę taka mała i biedna i nieszczęśliwa to w końcu na pewno ktoś przyjdzie i mnie wybawi. Jak nie tata, to ukochany, jak nie ukochany to Bóg - to to już na pewno. I jak nie w tym życiu, to po śmierci, przecież.
Więc muszę tylko być cierpliwa. Cierpliwie czekać. Przeczekać, przeczekać trzeba mi. I wszystko będzie dobrze. Jeszcze trochę, jeszcze trochę, wytrzymam.
No i przede wszystkim nie wolno mi nigdy o tym nikomu powiedzieć.”
Zobaczone i nie odrzucone, odklejają się energie od słów, dopuszczone do czucia, rozpuszczone w miłości - w uwadze. Zostaje Miłość, słodka radość, życie.
***
23.09.2022
Tu nie chodzi o rozwiązanie - to jest głowa, myśl, próba skontrolowania, zabezpieczenia, znalezienia rozwiązania żeby nie czuć tego, co czuję.
Jedyne to czuć. W pełni, 100% wszystko, tak długo jak to potrzebne. Są badania, wg których każda emocja trwa maksymalnie ok. 30 sekund. Gdy nie ma oporu wobec czucia. Gdy może się swobodnie przejawić. Jeśli trwa dłużej to dlatego, że operujemy wobec czucia jej, wobec wpuszczenia jej. Że działają mechanizmy, których zadaniem jest nie dopuścić do czucia. Nieuświadomione myśli. Rozkazy w postaci słów. Które trzymają energię w środku, nie pozwalając jej wybrzmieć, przepłynąć przez ciało. Dlatego raz za razem wracają sytuacje, które starają się zmusić nas do czucia tego, czego najbardziej nie chcemy/nie jesteśmy w stanie czuć. To zaproszenia. Do poddania się. Do kapitulacji. Do odpuszczenia. Tu chodzi tylko o świadomość. O uświadomienie sobie tych warstw oporu, tych wszystkich blokad. Podobno są ludzie, którym wystarczyło głęboko zobaczyć, rozpoznać, że nie ma ja, którego by te emocje miały dotyczyć. Że są tylko emocje. W moim doświadczeniu zobaczenie tego, doświadczenie tego było fundamentalnym shiftem, rozpuszczającym samoistnie wiele murów. A potem rozpoznawanie raz za razem tego, za każdym razem gdy to potrzebne. A teraz mam „narzędzia”, które
bezpośrednio, nie po omacku, precyzyjnie docierają tam, gdzie do tej pory nie było to możliwe. Wyciągają na światło świadomości te najgłębsze vasany, te najgłębiej zakorzenione punkty, węzły, nagromadzenia skumulowanej energii, która pozostawała ukryta. Z powodu warstwy mentalnej, myśli tak głęboko sklejonych, zakorzenionych, uwierzonych w, że wydawały się transparentne. Kompletnie niedostrzegalne na powierzchni. I spod powierzchni zarządzające w błyskawiczny sposób moim zachowaniem, reakcjami.
Tu nie dzieje się nic poza uświadamianiem
sobie, poza światłem miłości bezwarunkowej wpuszczanej w najtroskliwiej skrywane obszary konstrukcji naszych tożsamości.
Nie żeby coś osiągnąć, czy czegoś się pozbyć. Nie żeby zaprogramować nowe porządane wzorce. Ale po to by uwolnić wszystko przyjmując to.
Dziękuję Bogu/Życiu/Świadomości za prawdziwy Satsang i za #kilobyinquiries
***
Wszyscy chcą czuć? Chodzimy do kina żeby coś przeżyć, na koncerty, uprawiamy różne dziedziny sportu, rozrywki, żeby czegoś doświadczyć, żeby poczuć. Ale gdy jest szansa na czucie w normalnym życiu, w normalnych, powiedzmy, okolicznościach to wtedy robimy wszystko żeby jednak nie czuć. Bo to za dużo, bo za bardzo, bo wstyd, bo nie wolno, bo to słabe, bo jak to wygląda i co oni sobie pomyślą? A już żeby słuchać wewnętrznie tego, co czujemy i wyrażać to, komunikować na bieżąco - uuuu to to już jest tak niedozwolone i przerażające, że stajemy się mistrzami w nieczuciu. W udawaniu. Przed samym sobą. I innymi. Byle tylko nie pokazać. Byle tylko nie zobaczyli co ja czuję naprawdę.
Budujemy zasieki mury ściany konstrukcje fasady elewacje piękne, sexy ponętne kuszące silne stabilne skuteczne bezpieczne. Na nie próbujemy złowić to, czego pragniemy - uwagę, miłość i jej odsłony (akceptację, zrozumienie, docenienie, zobaczenie, wysłuchanie, przyjęcie, to poczucie miękkości i spokoju, lub sukces, osiągniecie, bycie perfekcyjnym, najlepszą, doskonałym, uznanym, podziwianym, etc., etc. Albo poprawnym, dobrym, właściwym, mądrym, odpowiedzialnym, dojrzałym, szlachetną, czystą, piękną…
Tylko po co?
No po to, że głęboko wierzymy, że tak trzeba, że nie ma innej drogi. Że to jedyny sposób by być w porządku, by być kochanym.
I tak to się toczy w kółko, w nieskończoność, w pętli przekonań. W pętli uwierzenia, że muszę na to zasłużyć. Że (ja) muszę być jakaś.
Oczywiście nigdy tego nie osiągnę trwale. Może na moment, albo prawie, prawie już.
To niemożliwe do osiągnięcia w ten sposób - na tym polega to koło. Niemożliwe do osiągnięcia, więc w ciągłym dążeniu, w ciągłym czekaniu. W zawieszeniu uwagi na zawierzonych myślach. Głównie tych nieuświadomionych.
Tak wygląda nakładka uwarunkowań - interpretacji, ego mechanizmów. Których jedynym celem jest podtrzymywanie wrażenia, że istnieją. Że istnieje ja.
A pod spodem toczy się życie. Każda chwila nam dana. Jedna jedyna. Jedna jedyna.

***
20.09.2023
Im pełniej jestem w stanie zostać ze sobą, z tym, co czuję, nie odwracać uwagi, tym bardziej jestem w stanie być w ten sposób z drugim człowiekiem, przyjąć go dokładnie takim, jakim jest. Ale najpierw potrzebuję doświadczyć tego w sobie.
Embodiment - po polsku trochę inaczej brzmi:) “wcielenie”, “ucieleśnienie”. Ja bym powiedziała “ucieleśniAnie”.
Badając, robiąc inquiry (Kiloby Inquiries) możemy dostrzec, że jesteśmy Doskonałym Rodzicem - Obecnością, dla siebie nawzajem. Dla siebie samych. To działa w obie strony. Otworzenie się na te najtrudniejsze, do tej pory, aspekty w sobie, umożliwia nieodrzucanie ich w tak zwanych “innych”. I otworzenie się przed drugim człowiekiem, pokazanie tych najtroskliwiej osłanianych części - i nie bycie odrzuconym - oswaja przyjmowanie ich w sobie.
Próby kontrolowania nieczucia, świadome czy nieuświadomione wskazują, że “nie ufasz” Bogu, że wierzysz w myśl, że ty wiesz lepiej. Oczywiście w dobrej wierze. Żeby było dobrze, właściwie, poprawnie, czy doskonale - czyli bezpiecznie, dla tej wyimaginowanej persony, tożsamości zbudowanej na pozornie wykluczających się ekstremach (np. “dobro i zło”).
Żeby przetrwać. Tylko coś, co nie istnieje potrzebuje udowadniać/potwierdzać, że jest. To, co prawdziwie jest, po prostu jest. Nietknięte. Nie musi wołać “tu jestem!!!” focus, ukierunkowana uwaga jest “umysłem’. Jest uwarunkowana. Zwraca się tam, gdzie w danym przypadku jest najmocniejsze przyciąganie, rezonans.
Świadome przywracanie uwagi do obszarów, na które nigdy nie chcieliśmy / nie mogliśmy / nie byliśmy gotowi patrzeć - jest ruchem wbrew uwarunkowaniu. Jest ruchem pod prąd. Jest wolnością. uwalnia. Jest Łaską. Jest tak potrzebne. Uzdrawia. Obecność uzdrawia, przywraca do siebie samej, do prawdziwego zdrowia. Miłość, czyli Obecność.
Gdy pojawia się dyskomfort - to wskazówka, zaproszenie: popatrz tutaj. Proszę… Tu potrzebna jest, w tej chwili, twoja uwaga, miłość.
A co robimy najczęściej? Dokładnie wtedy i tam, gdzie najbardziej to potrzebne, odwracamy się, odwracamy uwagę. Zajmujemy się czymkolwiek innym.
Odwracać uwagę możemy też do środka. Możemy chować się w świadomości. (jak to?!?!?!) utrzymując wyparte emocje, części, upchnięte głęboko przed światłem świadomości. Żeby czuć spokój.
Świadome skierowanie uwagi na niewygodne odczucie w ciele, na dyskomfort - czasem / często wystarcza do rozpuszczenia go, ale często / czasem nie wystarcza. Lub wystarcza częściowo, pozostawiając nietknięte pokłady wciąż ukryte.
W tym miejscu skuteczne są precyzyjne pytania - narzędzia, które zmuszają system ciało-umysł do reakcji. Umożliwiają wyplucie “trucizny” na wierzch - zobaczenie jej. I dezaktywację neutralizację, poprzez żywe spotkanie, oddzielenie warstwy mentalnej - słów, obrazów od emocji i bycie z nimi (uwagą) tak długo, jak to potrzebne. Łagodnie, czule, z zainteresowaniem, z ciekawością, zapraszając, wpuszczając, pozostając z. z tym, co potrzebuje uwagi. Jak Doskonały Rodzic - Świadomość.
Poprzez umiejętne, czułe bycie z oporem, z warstwami oporu, obieramy cebulę warstwa po warstwie, bez środka, bez rdzenia, widząc, że wszystko to pojawia się i jest doświadczane ze Świadomości. Im częściej to realnie rozpoznajemy, tym zwiększa się pojemność do nieodrzucania żadnych części, aspektów. I w drugą stronę, im głębiej zanurkujemy i wyciągniemy niechciane części, tym pełniej odczuwamy naszą prawdziwą esencję.
W Kiloby Inquiries Scott Kiloby, Dan McLintock i wielu innych stwarza najprzepiękniejszą w życiu, moim zdaniem, możliwość bycia ze sobą nawzajem w prawdziwy, głęboki, satysfakcjonujący sposób bezwarunkowej miłości. Stwarzając warunki i ucząc narzędzi do umiejętnej konfrontacji z każdym mechanizmem tożsamościowym. Rozpuszczając Miłością - Obecnością wszelkie zasieki i mury, jakie zostały kiedykolwiek zbudowane wobec Miłości. Iluzja zobaczona + wpuszczona + przyjęta rozpuszcza się, nie potrzebuje już wołać o uwagę.
Odprogramowując (NIE: przeprogramowując!), uwalniając blokady wracamy do naturalnego przepływu życia.
Czy ta droga ma koniec?
***
29.06.2022
Kiedyś napisałam pracę magisterską “Moje postrzeganie świata. Próba antropologii autobiograficznej” i mój Tata się tego wstydził, wstydził się mnie, “wyciągającej takie rzeczy przed ludźmi” czy jakimikolwiek innymi słowy by tego “ekshibicjonizmu” emocjonalnego nie ująć. A dla mnie to był pierwszy - niedojrzały, ale - powiew wolności, głębszy oddech od duszenia się w kołtuńskim udawaniu, że wszystko jest super, gdy - kurwa - nie było.
Teraz mój Tatuś już nie żyje, więc nie urażę jego tożsamości - zbudowanej, tak jak moja, na ukrywaniu bólu, pragnienia, wkurwienia, na wstydzie. Na wstydzie za to, jakim się jest i czym się jest. Wstydzie za całokształt + poczuciu winy za poszczególne detale. To nie jego wina, to niczyja wina, moja też nie. Ale ja już dłużej, dzięki Bogu, się dusić nie mogę.
“There is no greater agony than bearing an untold story inside you.” ~ Maya Angelou
“Nie ma większej agonii niż noszenie w sobie nie opowiedzianej historii” ~ Maya Angelou
Pękło mi serce jak pierwszy raz przeczytałam te słowa kilka miesięcy temu, bo dały mi prawo do posłuchania moich własnych odczuć, do zaprzestania kwestionowania tego, co czuję. Ja po prostu potrzebuję opowiedzieć moją historię.
Przez ostatnie lata moje mechanizmy wypierania = oporu = cierpienia używały Satsangu do potwierdzania swego istnienia. Że to takie nieoświecone chcieć pisać i mówić o sobie, o swoim doświadczeniu. Że to takie egoistyczne. Takie złe, etc. Wcześniej te mechanizmy używały innych argumentów.
Dusiłam się, gniłam od środka zatrzymując wody płody porody.
Wstrzymując wzbraniając chowając udając przeczekując.
W moim odczuciu, doświadczeniu, mój Tata może wreszcie też odetchnąć swobodnie, bo już nie musi odgrywać tej, tak niemożebnie ciężkiej, roli, którą niósł całe życie, bo nie dane mu było zobaczyć, że nie musi.
Dziękuję, że ja mam tę możliwość.
Dziękuję za moje nauczycielki i nauczycieli.
Bardzo kocham moją Mamę i Tatę.
I bardzo ich podziwiam i jestem im wdzięczna.
Natalia
***
28.06.2022
"Musiałam się zabić, żeby nie czuć tego bólu, że cię nie ma."
“Muszę umrzeć, żeby przetrwać.”
Takie i podobne zdania - rozkazy “repression / trauma commands” gnieździły się w mojej podświadomości całe życie i odgrywały adekwatne scenariusze. To był mój wewnętrzny stan głęboko pod spodem warstw fasad, pięknych elewacji podtrzymywanych syzyfowym wysiłkiem.
W procesie kwestionowania - badania siebie Self Inquiry używając narzędzi Kiloby Inquiries, wykrystalizowały mi się trzy poziomy tego samego mechanizmu budującego moją tożsamość.
CPTSD - czyli doświadczenie traumatyczne, które trwało miesiąc, jak miałam dwa latka
Scena z poprzedniego życia
Wielokrotne sytuacje w relacjach
Na tych trzech poziomach odgrywa się dokładnie ten sam mechanizm i dokładnie te same uczucia. Nie ma żadnego znaczenia, które z tych “wydarzeń” mam na tapecie, że tak to ujmę. Pracuję z nimi w ten sam sposób, bo składają się dokładnie z tych samych elementów: słów i obrazów (myśli) i (bezpośrednich) energii. Kto tego doświadcza? Co tego doświadcza? Świadomość.
“Muszę umrzeć, zabić siebie - żeby przetrwać” na każdym z tych poziomów oznacza, mniej więcej:
zabić - zdysocjować, odciąć, zamknąć, nie czuć - jako jedyna możliwa reakcja systemu nerwowego, gdy walcz/uciekaj jest niemożliwe.
zabić - dosłownie, życie tego ciała (vasana zostaje i powoduje odrodzenie nowego ciała z tym samym uwarunkowaniem) u mnie w obrazie dosłownego dźgania nożem mojego brzucha w ciąży.
zabić - nie czuć, poprzez alkohol, palenie, inne substancje, relacje/uwodzenie, sex, internet, social media, seriale, filmy, jedzenie - odwracać uwagę (innymi słowy regulować system nerwowy w jakikolwiek dostępny sposób) = nałóg, uzależnienie
Poprzez wydobywanie tych warstw słów blokujących dostęp do emocji i uniemożliwiających ich wyrażanie - odprogramowuję te mechanizmy, one się rozplątują, rozpuszczają zobaczone w pełni, przyjęte, rozpuszczają się w Miłości przyjęcia i mogą wrócić do Domu - Świadomości. Już nie muszą wołać o uwagę. Są nakarmione uwagą. Pozostawiając swobodny przepływ energii, naturalny, wolność.
***
27.06.2022
ok, dzisiaj chcę powiedzieć o grze, którą toczyłam w kontekście relacji romantyczno - seksualnych. Nieświadomie, oczywiście.
Ta rola tzw. “ofiary” - czyli, to odczucie, że mężczyzna chce czegoś od ciebie, że musisz się bronić. Przejawiające się choćby w "zwykłym" spojrzeniu mijającego mężczyzny na ulicy. Ta sama energia.
Właściwie ten mechanizm we mnie prezentował się tak, że to ja prowokowałam mężczyznę do tego, żeby pojawiła się złość, agresja, czy tego typu energia w nim. To najczęściej działo się na bardzo subtelnym poziomie. Gdy w grę wkraczał alkohol, było to mniej subtelne, ale wciąż w granicach (poza jedną skrajną sytuacją) norm społecznych.
Potrzebowałam wyzwolić - wywołać w mężczyźnie ten rodzaj energii, reakcji, żebym mogła poczuć się jak ofiara. Potrzebowałam tego jak powietrza. Wtedy czułam się bezpiecznie = wtedy tożsamość była bezpieczna, mechanizm się odtwarzał potwierdzając swoje istnienie. Być ofiarą było bezpieczne, ponieważ wtedy odpowiedzialność mogłam przerzucić na mężczyznę. Bo to on jest tym złym. To jego wina. On jest odpowiedzialny. Ja muszę się bronić. Bo ja jestem niewinna. Bo to nie moja wina. To on jest agresorem tutaj. Etc.
Nie potrafiłam przyznać (przed sobą najpierw, później przed nim i innymi), że pragnę. Że chcę. Musiałam zrobić to w zawoalowany, bezpieczny (dla mojej tożsamości) sposób. Musiałam sytuację zmanipulować.
Oczywiście święcie wierzyłam, że to ja jestem biedna i słaba. Musiałam w to wierzyć. Na tym polega ten mechanizm. Nie byłam w stanie tego zobaczyć, dopóki nie byłam na to gotowa. To jest niewinny mechanizm, jak każdy inny - pierwotnie chronił życie.
Do tej gry trzeba dwojga, więc na moją energię reagowali mężczyźni z komplementarnym uwarunkowaniem. W których mój impuls reagował z ich supełkami tożsamości.
Szokujące były pierwsze momenty świadomości w tym aspekcie - gdy czułam tę komplementarną energię w jakimś spotkanym mężczyźnie + czułam reagującą na to energię w moim ciele, widziałam ją i nie było reakcji. Czułam. i ta energia we mnie wybrzmiewała. I tyle. i aż tyle! I nic się nie działo. Bardzo intensywne momenty.
Kiedyś takie spotkania impulsów interpretowałam jako zakochanie.
***
26.06.2022
“Ja nienawidzę siebie". "Muszę siebie zniszczyć”
W ten sposób tożsamość “ja” próbuje wzmacniać wiarę w swoje istnienie trwałe/realne. “Musi” ciągle generować te same myśli (oczywiście tu nie ma żadnego czegoś, co musi; to są same programy, ale z braku innych słów używam tej formy) Więc te myśli wracają, wracają, gnieżdżą się nieuświadomione, nie w pełni zobaczone i wywołują reakcję energetyczną, reakcję w ciele, którą czujemy (napięcie, ściśnięcie, ciężar, rodzaje niepokoju, w brzuchu, ucisk w klatce piersiowej, przyspieszone bicie serca, płytszy oddech, odczucie kamienia w brzuchu, czy wreszcie chroniczne bóle i choroby).
Wracając do naszej myśli: “Nienawidzę siebie” i “Muszę siebie zniszczyć” lub “Muszę cierpieć” “Muszę umrzeć” “Chcę umrzeć”, etc. Takie myśli, bulgoczą pod spodem, są sklejone z energiami odczuwanymi przez ciało, dlatego odbieramy je jako prawdziwe.
Dopóki nie odwrócimy uwagi dokładnie w ich kierunku, i nie zostaniemy świadomie z tą myślą, jedną po drugiej, tak długo jak ona potrzebuje być z nami (znowu sorry za słowa, staram się używać je najprecyzyjniej jak potrafię) - Jak takie malutkie dziecko potrzebujące uwagi rodzica - poprzez bycie z tą myślą, karmimy ją uwagą umożliwiając jej powrócenie do Świadomości, rozpuszczenie się. Nie poprzez ciągłe odwracanie uwagi od niej i udawanie, że jej tam nie ma. To działa trochę, do pewnego stopnia i do pewnego momentu, niektórzy, czy wielu, w ten sposób przeżywa całe życie, ciągle odwracając uwagę od tych fragmentów, które potrzebują jej najbardziej.
Jednocześnie, czy właśnie dlatego, że nie umiemy sami sobie tej uwagi bezcennej dać, uczymy się od urodzenia, w jaki sposób tę uwagę przyciągać - dostawać od “innych”, “z zewnątrz”. Jak niemowlaki to było konieczne do przetrwania, bo fizycznie zależeliśmy od opiekunów/rodziców. Ale ponieważ utożsamiliśmy jedzenie z miłością, Mama = Jedzenie = Bezpieczeństwo = Przetrwanie. mówiąc w skrócie. Więc uwaga mamy, taty, opiekunów była niezbędna do przetrwania, to oczywiste.
Ale były chwile, gdy nie była nam ona dawana wystarczająco. Np. gdy płakaliśmy “zbyt długo”, lub gdy krzyczeliśmy “zbyt głośno”, lub gdy rodzice potrzebowali zrobić coś ważnego i my im “przeszkadzaliśmy”. Lub w milionie innych drobnych momentów, nie wspominając o nadużyciach, przemocy (emocjonalnej, werbalnej, fizycznej), wykorzystaniach, przekraczaniu granic we wszelkich aspektach. Ale nawet w tzw. “dobrym domu”, gdzie rodzice starali się jak mogli najlepiej, takie momenty były - czy np. podczas ciąży, gdy mama była zmęczona, czy zdenerwowana, te sygnały tak samo były odbierane i zapamiętywane przez system dziecka/płodu. Więc w takich momentach uczyliśmy się, że “o nie! nie mogę krzyczeć, bo mama nie przyjdzie” = umrę. “Nie mogę płakać/być smutny” bo ona mnie nie przytuli, bo on mnie odrzuci = umrę. “Muszę być cicho”, “muszę być grzeczna”, “muszę być dzielny”, “muszę się uspokoić”. = “coś ze mną jest nie-tak”, “jestem zły”, “jestem słaby”, “jestem niekochana”, “za mało się staram” “jestem głupia”, jestem nieważna, nie liczę się, muszę być grzeczna, miła, mała, muszę być cicho. I milion innych wersji z których składa się nasza tożsamość. Bo w ten sposób dziecko poznawało, uczyło się, czym jest, co to jest, że jest oddzielone, że jest jednostką, że jest odrębne, że jest “kimś” innym niż inni, niż mama, tata, etc. I jakie jest - no właśnie takie - “brakujące” = czegoś “MI” brakuje.
I wokół tego zaczęły się krystalizować mechanizmy przetrwania, radzenia sobie. Np. “muszę być najpiękniejsza i najsłodsza (żeby przetrwać)”, albo “muszę być mądry”, “muszę być silny i twardy”, “muszę być DOBRY”, “muszę osiągnąć sukces (wtedy będę coś warty). “Muszę być szczęśliwa”. “Muszę tryskać radością (wtedy mnie kochają i są blisko). “Muszę być odpowiedzialna”. “Muszę się opiekować nimi (oni nie dadzą sobie rady beze mnie”. “Muszę być mała i słaba (bo tylko taką mnie kochają)”. “Muszę być cicho (żeby mnie nie widzieli, tylko tak jestem bezpieczna)”. “Muszę ich rozśmieszać (wtedy wszystko jest dobrze i przetrwam)”, “Muszę być czysta i dobra (żeby zasłużyć na ich miłość). Etc., etc.
Nie wspominając o projekcjach - przeniesieniach tych fundamentalnych przekonań na np. Boga, kochanka, żonę, dzieci, mistrza duchowego, nauczycieli, szefa, etc.
Niektóre z tych mechanizmów prędzej czy później stają się upierdliwe (bolesne) wystarczająco doskwierają, żeby zacząć na nie patrzeć świadomie - odwracać uwagę w ich kierunku. Ale niektóre sprawdzą się w codziennym życiu świetnie przez długie lata i nie sprawiają (zbyt wielkiego) cierpienia. Takie najtrudniej w pełni zobaczyć, bo korzyści z nich są o wiele większe niż cierpienie.
Jeśli zobaczenie konstruktu “ja” nie uwolniło cię w pełni z odgrywanych wzorców, warto badać je za każdym razem, gdy się pojawiają, i/lub retrigerować je celowo, w bezpiecznych warunkach, i w ten sposób odprogramowywać je.
Po czym rozpoznaję "ja"? Nie tylko po odczuciu w ciele, ale po tym, że odczucie w ciele jest zlepione z tym słowem, z literami "ja'. Ta głęboka wiara w nie wynika z tego zlepienia części mentalnej z energią w ciele - to jest to "velcro effect" (efekt rzepa) jak go nazywa Scott Kiloby. Jest to w odbiorze przezroczyste, bo jednocześnie przejawia się słowo (myśl) z odczuciem cielesnym (energią). Spróbuj sobie pobyć ze słowem "ja" -> zobacz te dwie litery, w języku polskim, w twoim wewnętrznym widzeniu, możesz je sobie napisać jak na tablicy, lub wyświetlić na ekranie. Zobacz je wyraźnie (lub, jeśli to trudne, to po prostu słysz je i czuj ich obecność) i poszukaj, gdzie w ciele odczuwasz te słowa? Daj sobie czas na to - Możesz zostać łatwo wybity z tego patrzenia, to normalne. Łagodnie wróć do liter "JA" i patrz na nie, nic z nimi nie robiąc, po prostu tylko patrz na nie i czuj jednocześnie w ciele, gdzie te litery odczuwasz. Bądź z nimi tak długo jak długo one chcą być z tobą. Pozwól im zniknąć, pozostawając uwagą z nimi do końca. I później delektując się tym, co zostało, gdy te litery znikną. Samym istnieniem, którym jesteś.
W ten sposób rozklejasz, uwalniasz ten somatyczno-mentalny konstrukt. W dokładnie ten sam sposób możesz "pracować" z wszelkimi innymi zdaniami, wierzeniami, przekonaniami.
***
23.06.2022
MY EXPERIENCE
There is more than one angle to look at it, obviously…
One of them is: just look at the situations/people in your life, that seem like they keep coming back in your experience making You feel the same/similar way again and again.
Well in this way life is giving the possibility to feel this fully, to welcome it fully, to not be rejecting this over and over again.
But the subconscious mechanism is not to allow it to be fully met. Cause it was too dangerous in the first place. So the repression mechanism is literally commanding me not to feel this. For me „this” is a feeling of hurt of being rejected and alone, despair of separation.
The most potent moments of the beginning of creating this identity that came up during Inquiries were the birth process, the continuous trauma experience when i was 2 years old and the past life scene (which is appearing as a picture rich in sensations and words -> repression commands, trauma commands, deficiency stories).
So to be able to fully feel this pain, to allow it to be fully met, so it can be free from coming up again, and can dissolve back into awareness - i need to meet all the layers of resistance first.
I do this by retriggering the repression mechanism by asking questions to evoke the answers from unconsciousness. And then i feel the energy in the body velcroed to this data, so it can be unglued this way and dissapear.
„I have to suffer (in order) to survive.” The sense of separate identity created around the survival patterns is saying this: i have to suffer to survive.
So the only thing „i can do” is to see this sentence, welcome it, allow it to be here as long as it likes to, love these words so much that they are fully taken in (trully accepted), so they can freely dissolve back into their source.
Like Nisargadatta said „You are not experiencing suffering, You are suffering your experience”.
And the suffering equals resistance to feeling. So the circle is closed.
You can have experiences of The Grace dissolving some or many of those knots (or vasanas if You will) - i had such experiences. But in my case few core stuff left completely unseen although i somehow was sensing them, but i was not able to fully see them for what they really are. (words, pictures and energies). I needed to learn how to inquire to bring them to the surface. And this is what i have been doing for several months right now, Kiloby Inquiries.
***
20.06.2022
It’s not by adding
You can not add anything
You can „only” remove what stands in a way - and only by „not doing”, only by seeing = feeling -> layer by layer, resistance of resistance, of resistance of feeling. By asking the layers to show up, to come to the surface. And „just” feeling them, acknowledging them, looking at them and seeing them for what they really are - recognizing they are only energies (emotions and sensations) and pictures and words (thoughts).
It’s not that You have to do something, achieve, gain in order to experience joy, love, peace. You only need to look and notice, hold in loving presence, love it to It’s death, fully allow every believed data stored in your body.
This is a deconstruction. Deprogramming.
If It is not happening by only recognising our true nature, nor by seeing what You are not (and for many people including myself this is not the case) then You can use triggers in your life and/or skilfully trigger yourself intentionally to bring up to the surface all the unconscious stuff operating in your system.
This is the precise, skillful and extremly powerful set of inquiries i am learning from Scott Kilobyand practicing every day on myself and with others.
It’s kind of weird, cause in a way this is the most natural, organic and simple way of perceiving, yet i needed someone to show me this and teach me how to do this - especially with these few things so hard to see for what they really are, like - for me - the believe that „i can not share my experience, cause i am not so perfect yet and i am worse than others”.
***
A BACKLASH after posting it - i wrote in a Memebers Area, the best place on internet:
The F***!!!
It’s like the separate identity is all about i hate them!!! I hate them so fucking much! My Mom and dad!!! I hate them and i don’t want to be like them!!!! I have to be myself!!! It means different from them. This is how we make it! It seems so obvious, but i just saw this while exhausting somatic movement as a part of my inquiry today!
What took me there was a post i wrote yesterday morning and i was doubting myself so much, after writing it, so i didn’t post it on Facebook (Facebook is my litmus test for hiding). Since then i Inquired into „I don’t need to doubt myself” together with my regular anger hatred repression work. And today i shared this post on FB and i saw i was trying to reconcile (in my mind) two sides (My Mom and my Dad). I saw i was doing this my whole life. I tried to please both of them.
EDITED again:
And this is all about anger/hatred repression. If You asked me a year ago Do i hate anyone?? Answer was cristal clear: Of course i don’t!!!! And it felt true!!! But it was only because of the huge repression unconsciously operating inside.
***
01.05.2022
Kocham Kiloby Inquiries za to, że jak patrzysz ze świadomości, jak jesteś świadomy tego, że jesteś świadomy, to wszystko co widzisz, czego doświadczasz, możesz zobaczyć jako słowa, obrazy, energie w ciele (odczucia, ból, emocje), czyli widzisz czym to naprawdę jest.
I nie ma żadnego znaczenia czy oglądasz coś, co wydarzyło się dziś rano, pięć lat temu, jak miałeś dwa latka, czy w poprzednich życiach, czy pomiędzy wcieleniami. Nie ma to kompletnie znaczenia, po prostu doświadczasz myśli (czyli słów, obrazów, dźwięków oraz bezpośredniej energii w ciele - wrażeń fizycznych i emocji).
Zadając pytania wyciągasz z podświadomości ugrzęźnięte:) rzeczy i jesteś z nimi, patrzysz na nie tak długo aż one opuszczą ciebie, nie robiąc z nimi nic. Wtedy „velcro effect”, o którym mówi Scott Funkhouser czyli efekt rzepa:) czyli sklejone słowa mogą odkleić się od energii w ciele pozostawiając energię wolną, umożliwiając jej przepływ, czyli doświadczalne uwolnienie.
Dokopując się (poprzez precyzyjne pytania wymuszające reakcję) sprawiasz, że te połączenia, które składają się na poczucie tożsamości, poczucie oddzielonej jednostki, rozklejają się i mogą swobodnie, same z siebie rozpłynąć się, zniknąć.
W ten sposób rozbrajasz te mechanizmy, które nieświadomie rządziły twoim zachowaniem i zabarwiały sposób percepcji (wyparte, stłumione emocje, traumy, tzw. „brak poczucia własnej wartości”).
Uwalniając je odczuwasz więcej i więcej wolności, lekkości, spokoju - twojej prawdziwej natury, o której słyszysz od nauczycieli. Dzieje się to samoistnie, naturalnie, organicznie.
Kocham tę pracę, bo z dnia na dzień staje się ona moim naturalnym sposobem postrzegania i bycia ze sobą - człowiekiem. To nazywam schodzeniem do świata - do ciała, wpuszczaniem światła świadomości tam, gdzie nie chciałam i nie byłam w stanie zaglądać.
więcej o Kiloby Inquiries na https://kiloby.com
***
12.04.2022
Zbieram się od kilku miesięcy żeby o tym powiedzieć, to cały czas ewoluuje, ale w jednym kierunku, tym samym. Po prostu widzę jak przez wiele lat mojej „ścieżki duchowej” , miłości do Satsangu, błogości medytacji, spokoju świadomości, widzę jak bardzo uciekałam w tę ciszę, w stan bez doświadczeń. Nie widziałam, że to jest właśnie stan - że ten spokój, którego tak pragnę, „spokój, który przekracza wszelkie poznanie” interpretowałam jako Rzeczywistość. A to jest jakość. To jest stan, właśnie. Upragniona ulga. Gdy to wreszcie dotarło, to był szok i niesamowita ulga połączona z czymś w stylu „O Boże, czyli nie ma ratunku!” :))) Chyba stratą nadziei można by to nazwać.
Nie bardzo wiem, jak o tym pisać, ale gniecie mnie od środka niewyrażanie tego. Odkrywam rzeczy, których nie byłam świadoma. W sobie. Albo gdzieś tam peryferyjnie byłam, ale na poziomie głowy, nie "flaków" : )
Że moją nauczycielkę ustawiłam w roli matki, co najmniej, Matki Boskiej, powiedziałabym. Świętej, nietkniętej, czystej, nieskalanej i chociaż ona pokazywała mi swoją też ludzką naturę, wskazywała na jedną esencję, wspólną, tę samą, to coś we mnie nadal, na bardzo głębokim poziomie, postrzegało ją poprzez nakładkę mojego uwarunkowania - czyli projekcji wszelkich cnót na nią. Co z tego miałam? Miłam z tego to, że siebie mogłam postrzegać jako małą, słabą, biedną i przede wszystkim gorszą. e w ten sposób nauczyłam się czuć - dostawać miłość. Im bardziej na piedestale stawiałam ją, tym mniejsza się mogłam stać. Tym dalej mogłam się chować. A dlaczego tak? No bo żeby przetrwać jako malutkie dziecko „nauczyłam się” chować. Nauczyłam się, że jestem mała, słaba, że nie mogę, nie mogę! Że oni (mamusia, tatuś) są duzi, pełni sprawczości i woli. Że mają rację, nawet gdy całe moje ciało burzy się przeciwko tej nieprawdzie. Nie mogłam nienawidzić ich, okazywać gniewu i nienawiści, musiałam być lojalna. Musiałam być grzeczna. Musiałam być grzeczna, cicha, miła, słaba. Przymilna, łagodna, ładna, uśmiechnięta, spełniająca ich oczekiwania, odpowiedzialna za ich uczucia i samopoczucie. Musiałam być ich słoneczkiem i dostarczać radości, etcetera.
A w środku gniew wrzał i bulgotał, upychany, kondensowany, ściskany. W ciele. A na zewnątrz piękna atrapa. Co z tego miałam? Jak to co? Wszystko. Dostawałam troskę, dostawałam jedzenie, uwagę, miłość, potwierdzenie, że mogę istnieć, że jestem w porządku, że jestem kochana, lubiana i chciana. I potrzebna. A i podziwiana czasem. Nauczyłam się słuchać, być słuchaniem dla drugiego człowieka. Nauczyłam się wyczuwać, czego drugi człowiek chce i potrzebuje. Nauczyłam się znikać. Co z tego miałam? Miłość a raczej „miłość” - uwagę, opiekę, pieniądze, prezenty, trochę czułości, dotyk, poczucie, że jestem okej. Że mogę istnieć, sympatię, aprobatę. Koszty - takie, że nie wiem, jaka jestem, nie wiem, czego pragnę, nie wiem, czego chcę. Nie ufam sobie, Nie rozpoznaję co jest dla mnie prawdziwe, czy ważne, jestem naiwna i łatwowierna, etc. Jak czegoś nie chcę to boję się to powiedzieć, jak czegoś pragnę, to o wiele bardziej boję się do tego przyznać. Udaję. Jestem doskonała w udawaniu. To znaczy byłam. Już coraz mniej.
Ciągle patrzyłam (energetycznie) na innych, na tych, co wydawali mi się silni, silne. Nie umiałam poczuć siebie, spojrzeć do siebie, zostać z tym wszystkim. Imprezy, alkohol, mężczyźni, romanse, fantazje, fikcje, wieczna nadzieja i czekanie. Stan zawieszenia. Strach przed życiem. Paniczny strach przed życiem. Tylko się schować, nie czuć, "przeczekać, przeczekać trzeba mi", proszę, nie czuć tego, co boli, co mnie rozsadza, co drapie, swędzi, jest niewygodne, nie do zniesienia.
Satsang pokazał mi, że to nie ja, że mnie - Natalii - nie ma, że te wszystkie doświadczenia, myśli, obrazy, energie w ciele, ciało, wydarzenia, ludzie - wszystko to pojawia się, przejawia się w Świadomości. Percepcja wydarza się w Świadomości. Że patrzę stąd. Ten zwrot postrzegania sprawił, że odkleiło się wiele rzeczy, że zaczęłam odczuwać dystans, przestrzeń, przerwę, ulgę. Zaczęłam lgnąć do tych momentów, gdy czuję ulgę, tak bardzo upragnioną. Przez jakieś osiem lat intensywnego bycia w Satsangu, to było jedyne, po co żyłam - znowu poczuć tę ulgę i poczuć ją jeszcze bardziej, albo raczej: czuć ją cały czas. Ten spokój, tę ciszę. I tak się działo, raz za razem, czasem krócej, czasem dłużej, błogość, przyjemne odczucia, odprężenie, radość, ciepło w sercu, lekkość. Jestem ogromnie wdzięczna za to.
Ale cały czas były obszary, gdzie światło nie docierało. Opór. Opór tak głęboki i natychmiastowy, tak paraliżujący, zamrażający, że czasem/często? myliłam go z Ciszą. Tak bardzo się starałam nie czuć.
Choć moja nauczycielka wskazywała raz za razem, że nie tędy droga, ja nie umiałam, nie byłam w stanie zobaczyć pewnych rzeczy takimi, jakimi są - czyli że wydarzają się w Świadomości tak samo, jak wszystko inne. I nie mówię tu o rozumieniu - na poziomie mentalnym to wszystko było klarowne od lat.
Te „rzeczy” były zakopane w podświadomości, były samym mechanizmem oporu wobec zobaczenia, pozwolenia, poczucia. Esencją oporu - czyli czystym przejawem tego, co nazywamy „ego”.
Moja tęsknota do Ciszy i Spokoju wynikała z głębokiego cierpienia = niezgody na czucie. Używałam Satsangu jako ucieczki przed życiem. Chciałam się schować cała w tej ciszy i nieporuszeniu. Chciałam żyć tak, jak bym umarła.
Byłam całkiem skuteczna w tym:) choć moja nauczycielka bardzo starała się mi pomóc, żebym to zobaczyła. Ten mechanizm był tak silny - był tak silny, bo czerpałam z tego korzyści. To zupełnie niewinne mechanizmy są, odgrzewane jak kotlet, całe życie (życia).
Może trochę chaotycznie piszę, ale rzeczywiście chcę zawrzeć wszystko w tej jednej wypowiedzi… Dlaczego o tym piszę? Bo nie jestem już z tym wszystkim tak sklejona jak wcześniej. Bo to się odkleja dzięki widzeniu tego. A widzę to dzięki precyzyjnym narzędziom, których uczę się od kilku miesięcy. Narzędziom, które wyciągają w prosty sposób, każde słowo, obraz, energię z ciała-umysłu na światło świadomości.
Jak zaczęłam to robić (to, czyli Kiloby Inquiries) to przez wiele tygodniu strasznie się kłóciłam z potrzebą używania tych narzędzi, no bo „Satsang wystarczy”, no bo „nie ma nic ponad Satsang”, bo „bycie jako Świadomość wystarczy”, bo „prawdziwy żywy kontakt z Rzeczywistością wystarczy żeby to wszystko rozpuścić, może nie od razu, ale z czasem tak”. Tak, jeśli te rzeczy nie są wyparte. To, co w podświadomości musi zostać wyjęte na wierzch, zobaczone i przyjęte, dopiero wtedy może nie być już potrzebne i może się rozpuścić, przestać udawać, że istnieje:). Ale te pierwotne najgłębsze przekonania (słowa zlepione z energią w ciele) one są same w sobie oporem wobec zobaczenia ich. I stoi za tym korzyść w postaci przetrwania. Przetrwania tożsamości oddzielonego "ja". Nie chcę tutaj tego personifikować, ale na potrzeby komunikacji powiem, że "one robią" wszystko, żeby nie zostać zobaczone, więc samo medytowanie = bycie jako Świadomość nie wystarczało - w moim przypadku - do zobaczenia ich. Zdarzają się ludzie, którzy mieli tak silne doświadczenia rozpoznania Rzeczywistości, że te mechanizmy się rozpuściły w zasadniczym stopniu; są też ludzie, u których się one nie wytworzyły aż tak mocne. Ale moje poczucie winy, jeszcze z poprzedniego życia (choć to nie znaczenia), poczucie że nie zasługuję na życie, że muszę zostać ukarana, że zasługuję na karę, że nie mogę kochać, że nie mogę być szczęśliwa, generalnie że muszę cierpieć - czyli, w dużym skrócie - esencja iluzji oddzielenia równa się dokładnie tym przekonaniom, czyli myślom, które są zlepione z energią w ciele, tworząc poczucie oddzielonego ja.
Tak, podczas Satsangu i medytacji, czasem samoistnie - spontanicznie, doświadczałam niezaprzeczalnie pustki tego wszystkiego, to jest z grubsza moje doświadczenie cały czas - poza momentami - sytuacjami, gdy uruchamiają się te, tzw. traumy; gdy „trigerowane” są te moje fundamentalne przekonania. Zobaczenie każdego z nich jako to, czym jest w rzeczywistości (czyli - któryś raz to tutaj piszę: słowa, obrazy, energie w ciele) jest uwolnieniem. Jest ucieleśnieniem rozpoznania Rzeczywistości. I w przypadku tych kilku podstawowych dla „Natalii” punktów, nie wystarczy mi raz zobaczyć, pracuję z nimi dzień w dzień, krok po kroku rozplątują się te supełki, krok po kroku światło świadomości jest wpuszczane. Krok po kroku opór wobec czucia się rozpuszcza i mogę (jestem w stanie) czuć to, czego nigdy nie chciałam poczuć. Czuję to (w dawkach możliwych do strawienia) i doświadczam, że nie zabija mnie to - a byłam „pewna” że mnie zabije. Przeciwnie, jest coraz więcej życia. I przechodzenie przez to nie jest miłe i słodkie, ale sprawia niewyobrażalną ulgę.
Czasem czuję się jakbym naprawdę pragnęła zamordować wszystkich, wszystko, siebie i nienawidzę do białych kości i czerwonej krwi wszystkiego a najpierw siebie. I nie obserwuję tego z „pozycji świadka”, tylko k***a jestem tym na maksa. I jestem tego świadoma. I to jest to, co słyszałam na Satsangu, że To jest Nietknięte. Tak, tylko nie znaczy to, że nie czuję nienawiści, rozpaczy, bólu, tęsknoty, obrzydzenia i gniewu, słabości i samotności. To znaczy, że czuję to wszystko na maksa, że wreszcie jestem w stanie to czuć, BO jest Świadomość. I nie wiem, jak to powiedzieć - ale to działa też w drugą stronę, że dzięki temu, że przeżywam to wszystko w pełni, coraz pełniej fundament Rzeczywistości okazuje się nietknięty.
A dlaczego nie byłam w stanie wcześniej o tym powiedzieć na Fb? Bo wciąż grało we mnie poczucie lojalności wobec mojej nauczycielki, której tak wiele zawdzięczam. Czyli projekcja, która trzymała mnie w milczeniu. Z tym też pracuję
Czemu o tym piszę? Bo wstyd, który kazał mi siedzieć cicho i czekać aż "będę wystarczająco dobra/oświecona/czysta" rozpuszcza się. I mogę wyrażać swoje doświadczenie, które na dzisiaj jest takie. I jestem w ciągłym procesie (choć nie lubię tego sformułowania). : )
Ps. Kocham bardzo moją Mamę, kocham bardzo mojego ś.p. Tatę, kocham moją Nauczycielkę. Jestem im całym sercem wdzięczna. Jestem też bezbrzeżnie wdzięczna za dalszą drogę wgłąb Scottowi Kiloby i tym cudownym i odważnym ludziom, których poznaję, którzy idą tą ścieżką.
Natalia
***
27.03.2022
i jeszcze chcę dodać, że mój najmocniej przejawiający się mechanizm ucieczkowy to był (i w niewielkim stopniu nadal jest) uciekanie w romantyczne stany, trochę marzenia, a bardziej w stan zakochania w kimś w jakimś stopniu nierealnym, czy niedostępnym. Czyli w zakochanie się i tęsknotę do kogoś nierealnego, do mojego obrazu tego człowieka o wiele bardziej, niż do człowieka samego w sobie. Nauczyłam się robić to od dziecka, od kiedy pamiętam, nawet bawiłam się lalką Barbie w ten sposób, że wyobrażałam sobie, że ona kocha kogoś, kto jest daleko, kogo przy niej nie ma. i ona tęskni i jest pochłonięta tą tęsknotą. I jest taka piękna i samotna. Jest sama. I ma ten swój wewnętrzny świat. Który nie ma nic, albo niewiele wspólnego z życiem w danej chwili.
Potem próbowałam realizować te marzenia bardziej w realu, zakochując się w chłopcach, mężczyznach, z którymi bycie w relacji równało się mojemu bólowi, cierpieniu. Momenty ekscytacji i "szczęścia", uderzenia przyjemności im większe były, tym potem głębsze otchłanie tęsknoty i bólu czułam. Potem, jak przestałam pić alkohol, gdy zaczęła się moja bardziej aktywna ścieżka duchowa (bo szukałam tego czegoś od kiedy pamiętam) - wycofałam się z wszelkich relacji romantyczno - seksualnych. Całkowicie. Pozostawiając sobie - jako mechanizm przetrwania (tożsamości) platoniczne stany zakochania. Wzmacniane i regenerowane przez filmy, muzykę, sztukę, książki i inne przejawienia kultury ludzkiej. Zatapiając się w muzyce - np. tej dla "smutnych dziewczyn", zatapiałam się w swoim wewnętrzym świecie mojego bólu, cierpienia i tęsknoty. Odpływając zupełnie od mojego życia. To było moje życie. Niezdolna do zadbania o siebie w zdrowy sposób. Czekając - w tym prawie wiecznym stanie tęsknoty - na Kogoś, Kto Mnie Uratuje. I ten Ktoś oczywiście nie przychodził. A jak przychodziły "namiastki", robiłam wszystko, by zrealizować swoją wizję niespełnienia - czyli robiłam wszystko, żeby realna relacja była niemożliwa. Żebym mogła cierpieć sobie dalej, bezpiecznie. W moim bezpiecznym świecie iluzji.
Stopniowo, dzięki Satsangowi, terapii, grupie SLAA i wreszcie dzięki Kiloby Inquiries - widzę coraz szybciej, gdy ten mechanizm się pojawia. Jest coraz rzadziej i coraz lżejszy i coraz szybciej go widzę i wtedy z nim pracuję. Pracuję z nim też wtedy, gdy nie jest aktywny. Codziennie, czy prawie codziennie. Ale to o wiele bardziej rozległe zagadnienie, post byłby zbyt długi:).
***
Satsang umożliwił mi zobaczenie = doświadczenie fundamentu, prawdy, tego, co nazywamy Świadomością przez wielkie „Ś”, która umożliwia doświadczanie czegokolwiek, wszystkiego.
Dopiero, gdy zaczęłam doświadczać tej różnicy między sklejeniem z emocjami, uczuciami, myślami, jak zaczęło się objawiać, że nie jestem tym wszystkim, wtedy zaczęłam być w jakiś sposób gotowa do naprawdę widzenia tych wszystkich stanów i „rzeczy: w sobie.
To dopiero początek, początek wolności, możliwości rozróżnienia, że jest coś, coś co nie jest niczym konkretnym , niczym co można uchwycić, nazwać, ani doświadczyć, ale jest i jest jedyne zawsze stałe, obecne. Dopiero to spowodowało dystans, przestrzeń, przerwę, jak przerwa pomiędzy wdechem i wydechem, pomiędzy potokiem myśli. I wtedy mogę zacząć być naprawdę świadoma tych myśli, oddechu, emocji i wrażeń.
Ale wciąż zachowywałam się ucieczkowo i nie miałam pojęcia, co z tym zrobić. Po prostu uciekałam, na przykład, silnie, w medytację, w stan, gdzie nie muszę doświadczać bólu i strachu i złości i zranienia. I zajęło mi kilka ładnych lat i dopiero jak zaczęłam pracować ze Scottem (Scott Kiloby) naprawdę dotarło do mnie, choć już wcześniej - pamiętam - na satsangach moja nauczycielka pokazywała mi to, ale to docierało tylko trochę, tylko do pewnego stopnia. Więc dotarło wreszcie do mnie, że to, co ceniłam najbardziej, czyli spokój - ciszę, spokój, który przekracza wszelkie pojmowanie (jak mi się wydawało), jest JAKOŚCIĄ, jest przejawieniem. Jest CZYMŚ, co pojawia się i znika, czyli nie jest ostateczną prawdą. To był duży szok. Gdy naprawdę to się odkleiło, coś się od tego odkleiło wystarczająco, bym mogła zobaczyć, czym to jest naprawdę. Jest stanem. Tylko. Jest moim schronieniem. Jest ucieczką, gdzie czuję się bezpiecznie. Gdzie te zranione części Natalii mogą się bezpiecznie schować i PRZETRWAĆ nieruszone. To był początek używania precyzyjnych narzędzi, których uczę się od Scotta. Narzędzi, dzięki którym wyciągam z siebie nieuświadomioną złość, gniew, nienawiść (przyrzekam, że całe życie byłam pewna, że nie czuję nienawiście do nikogo i niczego). A pod nienawiścią - zranienia i wstydu i poczucia winy. Teraz jestem w stanie coraz pełniej czuć te pokłady gniewu i nienawiści, które nauczyłam się doskonale chować. Chować przed innymi, żeby dostać ich, waszą, miłość, potwierdzenie, że jestem DOBRA, że jestem okej. I przed sobą, żeby nie zobaczyć, nie poczuć jak bardzo obróciłam tę nienawiść przeciwko sobie samej, jako mechanizm obronny. Bo bezpieczniej nienawidzić siebie niż rodziców. Bo oni mnie karmili i chronili, bo bez nich bym umarła jako niemowlę. Nauczyłam się, że jestem gorsza, żeby dostać ich akceptację. Nauczyłam się, że jestem słaba i mała i nie mogę, nie mogę niczego chcieć dla siebie dobrego, bo to i tak nie zostanie nigdy zaspokojone. Więc zamknęłam się na to, zamknęłam się na czucie, zamknęłam się na siebie. Zablokowałam. Żeby przetrwać, I to mi służyło - przetrwałam.
Teraz jestem gotowa, krok po kroku przyjmować te części swojego przejawienia jako człowiek. Widzieć je i doświadczać ich i powoli też wyrażać. Nieprawdopodobna ulga.
To tylko odrobina mojego doświadczenia, od kiedy pracuję z Kiloby Inquiries. To dla mnie kontynuacja Satsangu. Trzecia część tego, co Ramana Maharshi nazwał: „The world is illusory. Only Brahman is real. Brahman is the world.” (Brahman to inne słowo na Świadomość, Boga, ten fundament nieprzejawiony, który jest źródłem wszelkiego przejawienia.) Albo innymi słowy - embodiment part.
18.02.2022
It feels like a step parenting for yourself, a real parenting, like ideal one. From Awareness. The real deal. Like you are able to finally be with everything (everything!) that is coming up and used to be hiden. Like nothing is too much, nor too strong, no too terrifying and if it feels like it is, it is bearable as well. Like you can be your own best mom and dad together, finally. You no longer have to blame „others”, and if you do, you have skills to look and see the truth, inside you. It's like you can own everything without pushing it away (by focusing on something else) and if resistance is strong, you are able to welcome the resistance and be with it, like the perfect parent, the Awareness you are.
Disclaimer
This website is for educational purposes only and is not intended in any way to be a replacement for, or a substitute to, qualified medical advice, diagnosis or treatment, or as a replacement for, or a substitute to, psychological advice, diagnosis or treatment, or therapy from a fully qualified person.
If you think you are suffering from a medical or psychological condition, consult your doctor or other appropriately qualified professional person or service immediately. The Living Inquiries and the Kiloby Inquiries Facilitators are not, unless otherwise stated in their individual biographies, physicians, mental health or addictions counselors. They do not give advice about how to live one’s life. They do not employ psychological techniques to improve one’s thinking, personal story or belief systems. They assist people in seeing through their identity, not constructing or changing it, as mental health counselors or therapists do. Their work is similar to that of a practitioner, rabbi, or priest providing religious, spiritual, educational, or pastoral services. The Living Inquiries and the Kiloby Inquiries are based on eastern religions such as Hinduism and Buddhism, not western psychology, science, medicine or addiction counseling.
We are not responsible or liable for any action made by a user based on the content of this website. We are not liable for the contents of any external websites listed, or for any actions made by a user based on the contents of these external sites, nor do we necessarily endorse any product or service mentioned or advised on any of these external sites. Any data or information is provided for informational purposes only, and is not intended for any other commercial or non-commercial purposes. We will not be liable for any errors or delays in the content of this website, or for any actions taken in reliance thereon. By accessing our website, you agree not to redistribute the material found therein, unless appropriate rights have been granted. We provide links to select sites for your convenience only. We do not necessarily endorse or recommend the services of any company. We shall not be liable for any damages or costs of any type arising out of or in any way connected with your use of our website. By using the site, you fully agree to these terms.
©THE KILOBY GROUP 2013. ALL RIGHTS RESERVED
Back to Top